Blog

  • Home
  • Blog
  • Nieoczekiwana zamiana miejsc, czyli kiedy nieświadomie przejmujemy cudze role w rodzinie

BLOG POŚWIĘCONY TEMATYCE PSYCHOEDUKACYJNEJ

terapia rodzinna

Nieoczekiwana zamiana miejsc, czyli kiedy nieświadomie przejmujemy cudze role w rodzinie

Kategoria: Psychoterapia

Podróż jako zjawisko społeczne

Podróżowałam trochę w te wakacje, i przyznaję, łatwiej wtedy być neutralnym obserwatorem cudzych relacji, zachowań, reakcji i powiązań rodzinnych. W pociągu, na kempingu, w hotelu otacza nas mnóstwo ludzi, i ich relacje, zachowania, rozmowy są najprostszym, zewnętrznym, przejawem funkcjonowania ich systemu rodzinnego. Jestem świadoma, jako człowiek i terapeuta, że obserwuję tylko przypadkowy kadr z życia całkiem obcej rodziny, wyrwany z kontekstu ich codziennego życia… Ale chcę poprzez właśnie taką anonimową scenę rodzinną zwrócić Waszą uwagę na układ rodzinnych sił, sieć powiązań, ukrytą hierarchię ważności, które w takich sytuacjach prezentują się naturalnie, spontanicznie i bez ukrywania. To, co widać, to poziom zachowań, to co ukryte to stopień relacji, na które składają się ukryte hierarchie, emocje, dawne przeżycia, konflikty, zranienia czy traumy, a jednocześnie mogą być przyczynkiem do rozpoznania, kto jakie miejsce zajmuje w tak ważnym systemie, jakim jest rodzina. Kto jest ważny? Na kogo patrzą dzieci? Kto za kim podąża? Kto kogo chroni? Kto kogo poważa? Kto kogo ratuje? Kto, z kim, dla kogo, i dlaczego tak? Każda rodzina ma swój system, jest on niepodważalnie indywidualny, i co podkreślam, dopóki wszystkim służy, jest szczęśliwy, a wszyscy w nim funkcjonują wystarczająco dobrze dla swojego samopoczucia, dobrostanu czy rozwoju to wszystko w porządku. Wyzwaniem są problemy będące SKUTKIEM tzw. zamiany ról w rodzinie, zajmowania nieprzynależnej sobie pozycji, braniem nadmiarów emocjonalnych, zadań czy odpowiedzialności. A tych emocjonalnych problemów nawet nie sposób wymienić jednym tchem.

Rodzina to przypisane miejsca i role?

Wszedł pierwszy do przedziału bez dzień dobry, za nim potulnie żona, dwójka dzieci i pies. Za nimi najprawdopodobniej siostra lub ciocia, która jakby z nimi była, a jednak nie była. Mocno nieobecna. Nie patrzyła na niego, zwróciłam od razu na to uwagę, bo chciałam odgadnąć sieć zależności między nimi, kto jest kim. Nie wrzucił jej walizki na górę, co też było, aż zastanawiające. To są w końcu razem czy nie? Rodzina wracająca z wakacji. On przystojny, opalony, silny, męski. Odsunął stopę swojego syna, gdy ten oparł mu ją na spodniach moro. Żona, piękna blondynka, bardzo zadbana, czujna, ogarniająca torby, dzieci, ich stopy, ich sandały, ich zabawki, ich picie. Bilety, picie, zabawki, czapki, torebki. Jak ich usadziła, wytłumaczyła ile będą jechać, odpowiedziała na deszcz pytań ich synka, naprawiała jego zabawki. Pomyślałam, przecież ewidentnie wracają ze wspólnych wakacji. Ciekawe, co oprócz wakacji, dzieci, psa, przedziału naprawdę ich łączy, co jest prawdziwie, dla nich jako pary głęboko wspólne, a co tylko pozornie? Pies wtłoczony między siedzenie, a nogi trójki dzieci spał całą drogę, cierpliwie znosząc potrącania i szturchania. Może przyzwyczajony? Oni po godzinie zbierają się do Warsa, a ja nadal jestem milczącym świadkiem ukrytych znaczeń relacji pomiędzy nimi, nie wiedzą, jak czytelne mogą być ich niewidzialne połączenia emocjonalne, i cieszę się, że nie muszę im mówić, że siedzą na właściwych miejscach w pociągu, za to ciekawe, czy w swoim życiu zajmują swoje, właściwe, należne sobie miejsca.

 

rodzina

 

Kiedy zaczyna być niemiło…

„Kiedy ona śpi, On na nią nie patrzy. Kiedy ona układa dziecko do snu, on nawet nie wstaje. Kiedy ona coś zagaduje do niego, zdawkowo odpowiada. Kiedy ona uśmiecha się na naprawdę zaskakująco piękny widok za oknem: rzeka, łódki, ktoś na nartach wodnych, on, mimo ze ewidentnie poruszony widokiem nie odwzajemnia uśmiechu. Swojej żony, matki swojego syna. Nie widzi jej. Widoczne jest, że on jej nie widzi, nie zauważa, mogę nieuprawnienie wnioskować: nie poważa, nie szanuje, lekceważy. Jesteś zdziwiona, skąd wiem? Czytam z mini gestów, dialogów, wykonywanych czynności. Sądzisz, że się mylę? Być może. Nie dowiemy się, myślę sobie, po czym zaczyna się nagle niemiło:

„Daj mi mój dowód osobisty- mówi mąż do żony, mocno podirytowanym tonem, atmosfera w przedziale ośmioosobowym nagle gęstnieje, i nie jest to sielanka, na pewno. -I bilet też mi daj, ja nie będę tu siedział bez sensu, myśl kobieto, ja nigdzie nie idę.„

Ona spokojnie odpowiada: – „przecież możesz powiedzieć, że żona jest w Warsie?” ale jednocześnie potulnie wraca, choć widać, że ma dość szukania w przepastnej torbie po raz enty, przed chwilą wyciągała książeczkę dla synka, wyjmowała przekąski, zaopatrzyła wszystkich. Wzdycha, siada, daje mu bilet, po czym wychodzi z przedziału. Długo nie wraca. Wszystkim w przedziale jest trochę przykro, czuć że atmosfera zgęstniała niczym gorzki budyń, tak jakby nikt nie spodziewał się, że w miłej rodzinie mogą być niemiłe sytuacje. A może po prostu zrobiło się nam wszystkim niewygodnie, nikt nie lubi być świadkiem takich, jak to nazwać: nieporozumień? Niesnasek? Tego lekceważącego tonu męża do żony? A przecież Polska rodziną stoi. Rodzina jest najważniejsza.

Co to znaczy: zamiana miejsc w rodzinie?

I tak tylko zawodowo zastanawiam się, co stoi za tymi pozornie przypadkowymi czynnościami, sytuacyjnymi rozmowami, czego nie widać? Kłótnia, zdrada, utrata? Czyja nieobecność, czyje zamrożenie, czyj brak szacunku, czyj brak miłości, za kogo? Mąż w pozycji synka, któremu mama ma wszystko dać, nawet jego dowód osobisty? A on, mimo, że otrzymuje, to nadal jest niezadowolony. Ona w roli matki polki wszechmocnej, robi wszystko za wszystkich, za męża też, w oczach ma zmęczenie, daleki smutek, ale wie, działa, robi, wyciąga, podaje. A może jej macierzyńska rola podpowiada jej, że tak trzeba, nie da się inaczej, trzeba dawać bo tak wynika z miłości? Nie wymagać, zapomnieć o sobie, opiekować się wszystkimi po kolei, być Wszechmatką nawet dla męża, bo w szaleństwie tego totalnego bycia mamą, bycia potrzebną zapomina się o swoich własnych potrzebach, a także wymaganiach czy tylko oczekiwaniach wobec partnera. Tak, myślę sobie, można naprawdę nie wiedzieć, kiedy się zaczyna działać wbrew sobie, wbrew większemu dobru, niechcący krzywdząc siebie i innych członków rodziny. I ciągle W imię miłości.

I nie ma tu gotowych rozwiązań, dynamika ukrytych relacji może pokazywać coś zupełnie przeciwnego, niż wynika to z obserwacji i wniosków powierzchownie wyciągniętych, z filtrów przekonań, co kto powinien… albo co się wydaje terapeucie. To system do odkrycia podczas całego procesu terapeutycznego, cyklu spotkań, może ćwiczeń, na pewno rozmów i poszczególnych odkryć. Małe kroki do wspólnego rodzinnego szczęścia. Odkrywanie, co dla kogo jest ważne. Kto w jakiej roli występuje. Terapia rodzinna, to praca z terapeutą po to, by cały system, wszyscy członkowie danej rodziny, odnaleźli się na swoich miejscach, by się potrafili porozumiewać bez przemocy, by przyjrzeć się temu co trudne, co dotąd niewypowiedziane, co przeszkadza płynąć energii miłości, wzajemnego wsparcia i zrozumienia. A może tylko po to uświadomić sobie wagę i kierunek komunikacji w budowaniu rodzinnych relacji? A może by przyjrzeć się swoim potrzebom? A może, by nauczyć się prosić o pomoc? A może wyznaczać swoje granice? Tych pytań jest wiele, odpowiedzi zaś można znaleźć podczas terapii. Zapraszam.

 

rodzina razem